O mnie
Nazywam się Maja Karwath i wreszcie mogę powiedzieć, że jestem po 30-tce
Od ponad 5 lat wspieram dorosłych w nauce angielskiego. Specjalizuję się w pracy z osobami na poziomie A2/B1, w drodze do płynności. Przez 6 lat pracowałam z Business English. Jestem absolwentką filologii angielskiej.
Ale nie zaglądasz tu po moje przechwałki, prawda?
Chcę podzielić się z Tobą moją historią.
Przede wszystkim, musisz wiedzieć, że byłam kiedyś tam, gdzie Ty.
W szkole lubiłam angielski, ale nie byłam wybitna. Matury wcale nie zdałam na 100 %. Nigdy nie mieszkałam zagranicą. Nie wyjeżdżałam na obozy językowe.
Poszłam na filologię angielską po linii najmniejszego oporu – zaraz po maturze nie miałam na siebie innego pomysłu. Swoją drogą, to skandal, że musimy podejmować tak ważne decyzje w tak niepoważnym wieku.
Studia były przyjemne, ale niekoniecznie nastawione na praktyczną naukę języka. Wyjaśnię za moment. Na trzecim roku zaszłam w ciążę i wróciłam na studia, gdy mój synek miał rok.
To był moment, gdy moje życie nabrało szalonego tempa. Łączyłam kiepską pracę na etacie z samodzielnym wychowaniem dziecka i zjazdami na uczelni co weekend. Uczyłam się po nocach. Nie było łatwo, ale z pomocą mojej mamy obroniłam się na piątkę.
To doświadczenie pokazało mi, że po pierwsze wszystko jest możliwe, jeśli się bardzo chce.
A po drugie nauczyło mnie dyscypliny.
Po studiach pracowałam z angielskim, ale nie była to praca marzeń. Zdecydowałam się zmienić branżę. I tu mam dla Ciebie naprawdę dobrą historię.
Już na rozmowie rekrutacyjnej usłyszałam, że w zespole pracuje Brytyjczyk. A dawać mi tu go, teraz to dopiero popiszę się swoim angielskim! Czułam się pewnie, w końcu skończyłam filologię. Aż do pierwszego spotkania w biurze.
Zagadał do mnie, z tym swoim przepięknym brytyjskim akcentem, a ja nie zrozumiałam nic. Dosłownie ANI SŁOWA. Oblały mnie siódme poty, poprosiłam żeby powtórzył. I dalej nie wiedziałam o czym on mówi. Żadne słowa nie są w stanie oddać tego, jak się wtedy czułam.
Zachodziłam w głowę, jak to się mogło wydarzyć.
Po filologii?
Ha, a no mogło.
Stanęłam przed bardzo trudnym wyborem. Zwolnić się z pracy, którą dostałam tydzień wcześniej, albo przyjąć to wyzwanie. Wybrałam drugie wyjście, bo byłam trochę pod ścianą.
Następne miesiące to było szaleństwo. Wróciłam do trybu nauki po nocach i w każdej wolnej chwili. Włączałam brytyjskie seriale i zatrzymując co kilka sekund, powtarzałam wszystkie dialogi. Kupowałam książki, kułam słówka, czytałam artykuły.
Czy to było dobre? Cóż, lepiej zapobiegać, niż leczyć w panice. Ale tak, było.
Co mi to dało?
Niesamowity boost słownictwa i pewności siebie.
Żadne rozmowy nie były mi już straszne.
Nie zawracałam z pustym kubkiem kawy, gdy widziałam, że mój brytyjski kolega stoi w kuchni. A nawet polubiliśmy ze sobą rozmawiać.
Szybko zrozumiałam, co poszło nie tak, wtedy, w tym biurze. Znałam angielski z podręczników. Uczelniany i formalny, który nie istnieje w normalnym życiu.
Zupełnie nie potrafiłam poprowadzić fajnej, dynamicznej rozmowy. Wiesz, o czym mówię. Takiej, w której czujesz się sobą. Żartujesz, wyolbrzymiasz, czasem wbijesz szpilkę. Używając mówionego języka, a nie Future Perfect Continuous.
Nauczyłam się tego sama. Zajęło mi to kilka lat. Choć ten proces nigdy się nie kończy i to jest fajne
Osiągnęłam zupełną płynność, poprzez codzienną naukę. Wyłapywanie zwrotów z filmów, seriali, wywiadów. Zapisywanie ich, powtarzanie, mówienie, nagrywanie się.
Osiągnęłam to, przez zanurzenie się w angielskim, z którego nie wyszłam do tej pory.
Na bazie moich doświadczeń pomagam innym. Tworzę kursy, w których daję Ci wyselekcjonowaną wiedzę. Nie uczę rzeczy, które nigdy nie przydadzą Ci się w realnym życiu, bo, najzwyczajniej w świecie, nikt tak nie mówi.
Ja po prostu nie chcę, żeby żaden Brytyjczyk zagiął Cię kiedykolwiek zwykłym pytaniem:
Been up to much?
Tak jak mnie, lata temu, w tamtym biurze.
Pozwól mi przeprowadzić Cię przez drogę do płynności
A prywatnie?
Po pierwsze za dużo pracuję. Chyba dlatego, że naprawdę kręci mnie to, co robię.
Poza pracą, lubię czytać blogi kulinarne. Gotowanie i jedzenie dobrych rzeczy to moja zajawka. Kocham ramen
Całe lato mogłabym spędzić chillując nad jeziorem, z dala od plażowego zgiełku.
Lubię też kino art-housowe, imprezy w klimacie techno i wyjazdy w fajne miejsca. Kolejność nieprzypadkowa.
I jeszcze na koniec – mój piesek Precel: